15 października 2019, 09:42
Tęsknie za nią. Tęsknie cały czas. Chociaż jest bardzo blisko mnie, czuję jakby była daleko. Jest mnóstwo sytuacji, rozmów, małych incydentów, które sprawiają, że na chwilę jestem w stanie okiełznać swój przeszywający na wskroś, wewnętrzny ból. Lepiej śpię, lepiej się odżywiam. Myślę trochę bardziej pozytywnie. Ale są również rozmowy, takie jak wczorajsza, kiedy ból znowu bardzo mocno mnie dosięga. Ta wczorajsza rozmowa była o wspólnych zajęciach. Zajęciach, na które ona już zaczęła uczęszczać indywidualnie, a ja rozważam, żeby się również zapisać. Najbardziej na świecie chciałbym na te zajęcia chodzić z nią w parze. Tylko, że ona nie chce. Nie myśli o tym w tej chwili, nie wie, czy w ogóle będzie myśleć. Te słowa tak bardzo wbiły mi szpilkę w serce, że ciężko mi było wczoraj oddychać. Ona myśli, że nie rozumiem, co do mnie mówi. Że jej nie słuchałem w tym temacie, skoro znowu go poruszyłem. A przecież wcześniej dawała mi wyraźnie do zrozumienia, co teraz o tym myśli. Myślę, że doskonale zrozumiałem wszystko, co mi do tej pory na ten temat powiedziała. Myślę, że zrozumiałem to bardziej niż powinienem, niż ona mogłaby to sobie wyobrażać. To było dla mnie tak bolesne, że zapamiętałem i zrozumiałem każdy jeden, najmniejszy nawet wyraz. To dlaczego drążę ten temat, czemu dalej o nim mówię, dlaczego zadaje jej te same pytania? Z różnych powodów. Trochę z bezsilności i nadziei, że może jednak zmieni zdanie. Jestem nie dość, że głupi, to do tego bardzo niesprawiedliwy i nie tak cierpliwy jak ona. Chciałbym, żeby ona już zmieniła decyzję, oczekuje od życia, że może da mi jakiś znak i będę bardziej wiedział na czym stoję. To idiotyczne. Dlaczego? Bo ona czekała o wiele dłużej, nie wiedząc na czym stoi i czy w ogóle będzie na czymś stała. A teraz ja chcę to wiedzieć tak szybko? Pewnie bym chciał, chociaż rozumiem całą tą sytuację i chociaż ona cholernie boli, to wiem, że zasłużyłem na ten ból i tą niepewność. Że to tylko moja wina, że sam to sobie zafundowałem. To był jeden z powodów. Drugi to taki, że ja cały czas mam nadzieję, że będzie dobrze. Chce w to wierzyć, chcę wierzyć w nas, bo przecież dlaczego miałbym nie wierzyć. Przecież ją kocham jak nikogo innego. Chcę z nią iść przez życie. Muszę w to wierzyć. Kto kochający, mający chociaż najmniejszą nadzieję, przestałby wierzyć i sobie odpuścił? Kocham ją i wierzę w to wszystko. A co za tym idzie, chciałbym niektóre rzeczy, niektóre zainteresowania dzielić z nią. A te, które mnie może mniej interesują, czy ogólnie nie są dla mnie, chciałbym chociaż poznać, zrozumieć, wiedzieć z czym i do czego to wszystko. Bo ją kocham i nie jest mi to obojętne. Chce wiedzieć co robi, czym się interesuje, jak to na nią wpływa, co jej daje. Dlaczego jej się to podoba. Chce móc o tym z nią rozmawiać, rozumieć to, wspierać ją w tym i pomagać jej jak tylko potrafię. Kolejny powód jest taki, że po prostu lubię niektóre rzeczy, które ona również lubi. Na tego typu zajęcia chciałem z nią chodzić już kiedyś. I być może ona wtedy też chciała, tylko ja wszystko spieprzyłem. Teraz chciałbym znowu, ale na razie ona o tym nie myśli. Akurat w przypadku tych zajęć wszystkie te powody się łączą i pewnie każdego jest po trochu w mojej chęci uczęszczania z nią na te właśnie zajęcia. Naprawdę bardzo rozumiem, co mi mówiła. Bardzo też jej słucham. Ale bardzo też ją kocham, tęsknie za nią i mam ogromną nadzieję, że to wszystko naprawię. A jeśli mam taką nadzieję, to chciałbym kiedyś w przyszłości robić z nią to, co ona już zaczęła. Akurat to chciałbym robić z nią bardzo. Nie chciałbym chyba, żeby mi w tym uciekła. Żeby nauczyła się czegoś, czego ja później nie będę mógł z nią robić, bo nie będę potrafił. Chce kiedyś z nią o tym rozmawiać, robić to z nią, dzielić się tym. Chcę w tym przy niej być. Jedyna opcja na razie, to chyba tylko taka, żeby również zapisać się samemu i uczyć się tego z nadzieją, że może za jakiś czas dane będzie mi to dzielić razem z nią.
Bardzo Cię kocham Aniołku.