Ogromny ból


11 października 2019, 21:20

Ona mi nie wierzy. Nie ufa w moje słowa. Bo i na jakiej podstawie może mi uwierzyć? Jest piątek. Byłem dzisiaj od rana szczęśliwy. Dlaczego? Bo jestem ostatnio szczęśliwy po każdym malusieńkim, najmniejszym czymkolwiek, co sprawia, że mam odrobine większą nadzieję. Nadzieję mam i będę miał cały czas. To podobno coś, co umiera ostatnie. Ja czuję, że ta akurat we mnie nie umrze. Bo chce w to wszystko wierzyć. Co takiego małego się dzisiaj wydarzyło? Napisałem wiersz, który jej wysłałem. A Ona go zapisała. Nie wiem, co by pomyślał normalny człowiek, nie wiem, co by pomyślał na moim miejscu. Nie wiem nawet, co Ona sobie pomyślała? Ale samo to, że ten wiersz nie zniknął, że nadal go widzę, kiedy otwieram korespondencję, sprawiło, że rano wstałem z łóżka… będąc bardzo szczęśliwym. Kiedy do mnie pisała w ciągu dnia czułem to samo. Napisała też, że mniej boli ją stopa. Dla kogoś mogłaby to być tylko dobra informacja, że to dobrze, że mniej boli ją stopa. Ale nie dla mnie. Dla mnie to było coś wyjątkowego. Ponieważ, to ja zajmowałem się dzień wcześniej jej stopą. Masowałem ją i wsmarowywałem rozgrzewającą maść. Poczułem niesamowitą radość. Później pisaliśmy o pierdołach, o normalnych rzeczach dnia codziennego. Ale to nie było ważne. Ważne było to, że pisała. A kiedy w którymś momencie to Ona odezwała się pierwsza, aż zrobiło mi się cieplej. W dodatku napisała, że możemy jechać do sklepu. Nie, nie takiego zwykłego po zakupy spożywcze, bo coś przecież trzeba jeść. Nie. Do takiego, w którym kupuje się coś do mieszkania, coś potrzebnego, coś wspólnego. Do sklepu, w  którym coś być może się planuje. Być może ktoś z boku powie, że jestem nienormalny, ale ja się cieszę z takich rzeczy. Cieszę się z najmniejszej chwili spędzonej z nią. W tej chwili być może dodatkowo czułem, że kupujemy coś dla nas. I do naszego mieszkania. Wróć. Poprawka…że będziemy kupować. No właśnie, bo później, na samych zakupach mój entuzjazm trochę przygasł. Ale o tym później. Wcześniej odebrałem ją z zajęć. Boże, jak ja za nią dzisiaj tęskniłem. Wiem, że ciężko jest jej to sobie wyobrazić. Wiem, że być może tego nie rozumie. Ale ja od rana myślałem o niej, o tym, kiedy w końcu ją zobaczę. Kiedy wsiadała do samochodu patrzyłem na nią jak zaczarowany. Miałem ochotę zrobić tyle rzeczy na raz. Pragnąłem ją przytulić, wyściskać, wygłaskać. Wykrzyczeć, jak bardzo tęskniłem, jak bardzo się cieszę, że już jest. Chciałem ją wycałować i wywrzeszczeć, jak bardzo ją kocham i jak mi jej brakuje, kiedy nie ma jej obok. I… i nie zrobiłem niczego z tych rzeczy. Bo chyba nie mogłem. Bo gdzieś podświadomie wiem, że drażni ją moja wszechobecność i to moje ciągłe gadanie o tym wszystkim. Chociaż klnę się na wszystko, że staram się jak mogę nie przeszkadzać jej w pracy, nie nękać jej, nie marudzić. Ale czasami nie wytrzymuje. Nie wytrzymałem dzisiaj, kiedy wbiła mi kolejny gwóźdź w serce. Tak, tak się czułem. To boli jak cholera. Kiedy się starasz, kiedy chcesz dobrze, a mimo wszystko słyszysz, żebyś ochłonął, żebyś się nie nakręcał, bo nic z tego może nie być. Mieliście tak kiedyś? Robiliście coś z całych swoich sił, z pełną wiarą, z nadzieją? Widzieliście mnóstwo światełek w tunelu, wydawało się wam, że już prawie łapiecie to światło i nagle ktoś na samym końcu korytarza, tuż przed drzwiami, walił w was z takim impetem, że spadaliście w dół, z którego znowu ledwo widać światełko? Nie wiem, czy tak mieliście? I nie ważne, że ja tak mam teraz. Ona na pewno tak miała przeze mnie! I to bardzo długo. A teraz chciałbym, żeby podała mi dłoń i wyciągnęła z tej ciemnej dziury. Żeby wzięła mnie ze sobą do tego światła. Boli nie tylko to, że teraz ja się tak czuje. Bardziej boli mnie to, że nie mogę cofnąć czasu. Że jej to wszystko zrobiłem. Że ona tak się czuła przeze mnie. Oddałbym teraz wszystko, żeby ten czas cofnąć i zrobiłbym tak, żeby na nic nie musiała czekać, żeby od razu miała możliwość czuć się szczęśliwa, spełniona, bezpieczna. Ja niczego teraz bardziej nie pragnę, niż to, żeby jej to wszystko dać. Tylko, że teraz cokolwiek mówię ma wartość mniej więcej ścieków. Dlatego staram się bardzo nie tylko mówić, ale i robić. Każdego dnia staram się pokazać, ze mi na niej zależy. Chociaż wiem, że to jeszcze za mało. Nie wiem, czy to, że pokaże jej, ze moje życie zaczyna się układać, że porządkuje naprawdę swoje rzeczy, a nie tylko o tym mówię, coś da? Mam nadzieję, że tak. Ale nie wiem tego. Boje się każdego dnia. Każdego dnia kładę się do lóżka zarówno z ogromną nadzieję, z wiarą i chęcią działania, ale jednocześnie z ogromnym bólem, że jej to wszystko zrobiłem i z obawą, czy jej nie stracę. Teraz czekam do przyszłego tygodnia, bo chce jak najszybciej załatwić sprawy swojego życia. W końcu móc jej coś pokazać. Coś więcej niż to, że mogę zrobić obiad, posprzątać, czy być dla niej kochanym. To będę robił zawsze. Bo ją kocham. Ale chce jej też dać bezpieczeństwo, stabilność i pewność sytuacji. Ja już wiem, że z mojej strony jest ona pewna, ale Ona nie może tego wiedzieć po tym wszystkim. Mam cały czas nadzieję, że to zmienię. Walczę. Każdego dnia. Kocham ją.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz